Często się zastanawiam nad ryzykiem, jakie niesie ze sobą dana inwestycja. Ludzie mnie pytają o ryzyko danej inwestycji. Jak je określić? Jak rozpoznać, że w coś warto zainwestować, a czego lepiej nie ruszać?
Po kilkunastu latach czynnego inwestowania, m.in. na giełdzie, foreksie, w funduszach inwestycyjnych, w obligacje skarbowe czy korporacyjne, w nieruchomości itp., wiem, że nie ma inwestowania bez ponoszenia ryzyka. Żadna inwestycja nie jest w 100% gwarantowana, mimo iż czasem reklamy mówią coś innego.
Mówi się, że np. obligacje Skarbu Państwa są gwarantowane, bezpieczne, pewne itp. Patrząc na ostatnie przykłady Grecji i Cypru fakty są inne. Nawet banki i Państwa bankrutują i nie oddają pożyczonych/ulokowanych pieniędzy przez inwestorów, nacjonalizują zgromadzone tam oszczędności. Na giełdach są okresy spadków i inwestorzy tracą. Ostatnia bessa na polskiej giełdzie zabrała ok. 70% całej kapitalizacji. Ceny nieruchomości potrafią spadać. W Japonii w latach 90tych po bańce na rynku nieruchomości ceny spadły o 75%. W Polsce też w ostatnich latach spadły – w niektórych regionach 20% i więcej. Gdy zakłada się własny biznes lub inwestuje w czyjś też nie ma gwarancji, że wszystko się uda. Ironizując, nawet trzymanie pieniędzy w domu pod materacem jest ryzykowne, bo może się ktoś włamać, albo dom może spłonąć.
Dlaczego zatem, gdy mówię o możliwościach zarabiania, oczekiwania ludzi są takie, że chcą 100% gwarancji? Nie wiem. Ja też bym chciał mieć taką gwarancję, ale doświadczenie mówi mi, że tak się nie da inwestować.
Podkreślam, że jeśli się inwestuje ZAWSZE JEST RYZYKO!!!
Jakie ono jest? Jak je zmierzyć?
Problem z ryzykiem polega na tym, że często nie sposób je wyliczyć. Gdy planuję w coś zainwestować staram się zebrać jak najwięcej informacji na temat inwestycji. Często jednak okazje są dostępne przez krótki okres czasu i właśnie presja czasu powoduje, że nie jestem w stanie dowiedzieć się wszystkiego. Okazja, np. nieruchomość dzisiaj jest do kupienia, za tydzień nie i nikt nie będzie na mnie czekać, aż dowiem się wszystkiego. Brak pełnej wiedzy nie zawsze oznacza to, że rezygnuję z inwestycji. Analizuję poziom swojego przygotowania i podejmuję decyzję o rezygnacji lub wejściu, decyzję o poziomie zaangażowania mojego czasu i kapitału, zakładając akceptowalny poziom straty. Często przy swoich inwestycjach działam w warunkach braku pewności, bo kto mi ją da?
Uważny czytelnik zapewne zauważył, że ani razu nie użyłem zwrotu „ryzykowna inwestycja”. To z czystej premedytacji i świadomości tego, że ryzyko tak naprawdę nie leży po stronie inwestycji, a po stronie inwestora.
NIE INWESTYCJE SĄ RYZYKOWNE, A INWESTORZY!!!
Ktoś twierdzi, że giełda albo fundusze inwestycyjne są ryzykowne?
Weźmy 100 inwestorów, dajmy im taką samą kwotę pieniędzy. Niech inwestują na giełdzie przez rok. Wszyscy w tym samym okresie, na tej samej giełdzie, a może nawet w te same spółki. Jestem przekonany, że część z nich po roku będzie na plusie, a część (zapewne większa) będzie na minusie. W czym tkwi różnica w ich wynikach? Czy różniła ich inwestycja? Nie! Przecież wszyscy inwestowali w tym samym miejscu. To inwestorzy byli różni. Różniło ich przygotowanie, doświadczenie, wiedza, decyzje, sposób prowadzenia transakcji, wielkość zaangażowania w poszczególne transakcje, to że jednym się chciało „doglądać” transakcji a innym nie i jeszcze zapewne inne cechy lub czynniki.
Podobnie jest z „ryzykownymi” inwestycjami w nieruchomości....
Jeden przepłaci, inny nie. Jednemu chce się zadbać o marketing własnej nieruchomości, by ją dobrze wynająć, innemu nie. Jeden wyda 100zł na prawnika, by mieć dobrze sformułowaną umowę wynajmu, inny na tym zaoszczędzi. Jeden dba o swoją nieruchomość, inny doprowadza ją do stanu, gdy koszty remontu przewyższają wielokrotnie koszt drobnych systematycznych napraw i nieruchomość staje się najgorszym koszmarem. Gdy ktoś mówi, że nieruchomości to same kłopoty i inwestycje w nieruchomości są ryzykowne, poprosiłbym go, by mi opowiedział historię swojej inwestycji, a wiedziałbym co tu jest ryzykowne lub raczej kto.
Czy da się obliczyć ryzyko?
Na pewno można próbować ryzyko oszacować. Na giełdzie przykładowo można obliczyć zmienność wahań notowań akcji i na tej podstawie wyciągać pewne wnioski. Gorzej jest z innymi w/w inwestycjami. Nikt nie ma szklanej kuli, by przewidzieć co się stanie. Nie da się ryzyka wyeliminować. Da się jednak ryzyko zmniejszyć. Jedno jest pewne, że najlepszym sposobem na zmniejszenie ryzyka jest dobre przygotowanie inwestora i angażowanie rozsądnej wielkości kapitału, czyli nie ryzykowanie zbyt dużej jego części. Przyjmuję, że wszystko może się zdarzyć.
Jak zatem sobie radzić z ryzykiem? Ja robię to tak...
Ustalam sobie poziom straty, która mnie „nie zabije”, nie spowoduje, że nie będę miał na chleb albo utonę w długach, gdy coś pójdzie nie po mojej myśli. Zwykle nie ryzykuję więcej niż 20% w nieruchomościach i 5-10% w inwestycjach giełdowych. Dla innych inwestorów te poziomy % mogą być całkiem inne.
Jeśli przykładowo miałbym 100tys zł, to mogę na giełdzie zaryzykować stratę 5tys (to 5% ze 100tys). Nie oznacza to, że np. na giełdzie inwestuję tylko 5tys zł. Mogę zainwestować znacznie więcej, nawet i 100tys zł na giełdzie. Zastanawiasz się, czy mi się coś nie pomyliło? Wszystko jest OK. Jeśli zakładam stratę max 5%, mogę zainwestować 100tys. Wtedy jednak ustawiam sobie tak zlecenia zabezpieczające „stop loss” (stop strata), by maksymalna możliwa strata wyniosła 5tys, a zatem 5% zainwestowanego kapitału. To możliwe na giełdzie.
Z drugiej strony jeśli ktoś ma kapitał np. 200tys.zł i wkłada w inwestycję 100tys.zł z ryzykiem 5% (5tys.zł), to tak naprawdę ryzykuje 2,5% z całego swojego kapitału. Ryzyko procentowe danej inwestycji nie jest takie samo jak ryzyko procentowe dla całego kapitału.
Poziomy ryzyka 5%, 10% czy 20% są całkowicie subiektywne i dotyczą tylko mnie. Inny inwestor, to inne warunki i okoliczności, inna wiedza, inne doświadczenie, inny sposób wejścia i wyjścia itp.
Niekiedy mógłbym zaryzykować nawet 100% kapitału. Jaki byłby to przypadek? Wpływ na to mają właśnie warunki i okoliczności. Przykładowo zarabiam miesięcznie 2500zł. Oszczędności mam 1000zł. Jeśli nawet zainwestowałbym 100% oszczędności, zaryzykował wszystko i stracił, to taka strata zapewne by bolała, ale nie „zabiłaby” mnie finansowo. Szybko w 2 czy 3 miesiące z zarabianych pieniędzy mógłbym odbudować swoje oszczędności. Mimo tego, że straciłem 100%, to nie było to aż tak bardzo ryzykowne. W mojej opinii bardziej ryzykowne byłoby, gdy ktoś też zarabia 2500zł, ma 100tys zł oszczędności i ryzykuje 50%, czyli 50tys. Ale jak wcześniej pisałem, to moje subiektywne spostrzeżenia. Każdy z nas jest innym inwestorem i posiada inny „próg bólu” na stratę.
Podsumowując... Inwestycje są związane z ryzykiem, ale głównie ryzyko zależy od inwestora i ktoś może się z tym zgadzać lub nie. To inwestor decyduje czy w ogóle wejdzie w daną inwestycję, jak się do niej przygotuje, na ile w nią wejdzie, ile zaryzykuje. Nie obarczajmy winą inwestycji, nie szukajmy winnych za swoje złe decyzje, brak przygotowania, lenistwo, podjęcie nadmiernego ryzyka wśród Panów/Pań z banku lub biura maklerskiego, ekonomistów z gazet czy TV, rządu, zarządzających firmami, polityków, sąsiadów, kolegów z pracy itp., bo nam coś „doradzili”. Nikt nie może nas zmusić czy kazać w coś inwestować. Jeśli nasze przygotowanie jest słabe, mamy zbyt mało informacji, to nie ryzykujmy dużo lub nie ryzykujmy wcale. To nazywam odpowiedzialnością.
Szukasz literatury?
Ciekawe pozycje (w tym darmowe) znajdziesz po zarejestrowaniu się na naszej stronie w menu Dla zalogowanych.
Chcesz wyrazić swoja opinię o tym artykule lub o całej stronie? Napisz do mnie na opinie(małpa)lotdocelu.pl
Twoja opinia zostanie umieszczona w menu Opinie o stronie. Z góry Ci za nią dziękuję.